wtorek, 28 czerwca 2016

"Kopciuszki na tronach Europy"

Autor: Iwona Kienzler
Tytuł: "Kopciuszki na tronach Europy"
Wydawnictwo: Bellona, 2016
Ilość stron: 250
Okładka: miękka

Baśń o Kopciuszku - biednej, skromnej i prostej dziewczynie z nizin społecznych, która trafia na królewski dwór, zdobywa serce księcia i staje z nim na ślubnym kobiercu, należy do najpopularniejszych w europejskiej tradycji.  Okazuje się jednak, że ani zbiorowa wyobraźnia, ani baśniopisarze nie mają monopolu na tego typu opowieści; historia wielokrotnie pokazywała, że podobne scenariusze pisze samo życie - i to pomimo faktu, że członek królewskiego rodu i następca tronu pozostawał poza zasięgiem swoich poddanek, zawierał małżeństwo zgodne z racją stanu i polityką dynastyczną swego kraju. Historia zna wcale nie tak nieliczne przykłady Kopciuszków, którym udało się poślubić swego księcia, mimo że pochodzenie nie predestynowało ich do roli małżonek królów, jednak do finału ich miłosnych historii rzadko kiedy pasowały słowa "żyli długo i szczęśliwie".



Książka Iwony Kienzler, wpasowując się w popularny ostatnio nurt publikacji przekrojowych wpisujących się w baśniową konwencję (jak chociażby Bajki, które wydarzyły się naprawdę Anny Moczulskiej), przedstawia historie siedmiu kobiet (i jednego mężczyzny! Jest i Kopciuszek w wersji męskiej!) - wyjątkowych, ambitnych, wytrwałych - które z nizin społecznych trafiły na królewski tron.
Jako się rzekło, Kopciuszki na tronach Europy są publikacją przekrojową, zaś przedział czasowy, w jakim porusza się autorka – ogromny, bo obejmuje czasy od starożytności po początek wieku XX. W poszukiwaniu kobiet, którym udało się urzeczywistnić baśń, udajemy się najpierw do antycznego Rzymu, na dwór cesarza Kaliguli i jego Cezonii – wdowy po zwykłym piekarzu, by następnie przenieść się do Bizancjum rządzonego przez Justyniana i Teodorę – byłą aktorkę i nierządnicę, najpotężniejszą kobietę ówczesnego świata. Stamtąd skierujemy się do Polski, by poznać Elżbietę Granowską, trzecią żonę Władysława Jagiełły i miłość jego życia, nigdy nie zaakceptowaną przez poddanych 45-letnią wdowę z czwórką dzieci. Znad Wisły udamy się nad Tamizę, by prześledzić kolejną historię ożenku władcy z poddaną, tym razem Henryka VIII z Anną Boleyn.

Kolejnym przystankiem będzie Skandynawia i dwór szalonego króla Szwecji Eryka XIV, który poślubił córkę prostego najemnika, Karin. Co ciekawe, tylko ona potrafiła ukoić ataki szaleństwa monarchy i choć szwedzka arystokracja nigdy jej nie zaakceptowała jako swojej władczyni, wśród prostego ludu cieszyła się sympatią, szacunkiem i popularnością nawet po detronizacji i śmierci Eryka, po dzień swojej śmierci. Zajrzymy również do Rosji, by dowiedzieć się, w jaki sposób córka łotewskiego chłopa, prosta, niewykształcona, wulgarna i niezbyt ładna praczka zdobyła serce potężnego cara Piotra I, została nie tylko carycą i jego towarzyszką życia, ale także cenionym i zaufanym doradcą. Wędrówkę przez stulecia zakończymy na ulicach Sarajewa 28 czerwca 1914 roku, gdzie strzał serbskiego nacjonalisty położył kres jednej z najpiękniejszych historii miłosnych, zabijając dwoje kochających się ludzi: arcyksięcia Franciszka Ferdynanda i zubożałą hrabiankę Zofię Chotek, którą całe życie spotykały afronty i upokorzenia ze strony „lepszych od siebie”. Nie można zapomnieć o jedynym męskim Kopciuszku w tym gronie – hrabim Bothwellu, który zdobył serce i co ważniejsze rękę kochliwej Marii Stuart, nie bez przyczyny nazywanej „niewolnicą miłości”; monarchini, która dla miłości była gotowa poświęcić wszystko, czego dowiodła wiążąc się z Bothwellem – zapłaciła za to najwyższą cenę, tracąc władzę w Szkocji, szacunek poddanych, a ostatecznie także i życie.

Kopciuszki na tronach Europy to publikacja, która wzbudziła we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony popularyzatorski charakter książki Iwony Kienzler, a więc informacje dotyczące wydarzeń i postaci historycznych, które zostały podane w przystępny, ciekawy i lekki sposób, opisane prostym i współczesnym językiem, okraszonym sporą dawką humoru, sprawiają, że czyta się szybko, a lektura idealnie nadaje się dla czytelników dopiero rozpoczynających swoją przygodę z historią. Z drugiej strony odbiorca bardziej obeznany z tematem (a o takiego raczej nietrudno zważywszy na fakt, że opisywane postaci i wydarzenia należą do powszechnie najlepiej znanych i popularnych) i wymagający poczuje się rozczarowany powierzchownością i pobieżnością, z jaką autorka potraktowała swoich bohaterów. Kienzler bowiem niespecjalnie zagłębia się w omawiane kwestie, nader często zamiast na sylwetkach bohaterów koncentruje się na kontekście opisywanych wydarzeń i okolicznościach ich zaistnienia – co nie jest niczym złym, pod warunkiem, że zostają zachowane jakieś proporcje, a na to nie zawsze można liczyć. Ponadto rozczarowujący jest fakt, że autorka korzysta z bardzo niewielu źródeł, zwłaszcza, że w przypadku większości omawianych postaci nie można narzekać na ich brak czy ograniczoną dostępność. Tymczasem przy prezentowaniu poszczególnych bohaterów Iwona Kienzler korzystała najczęściej z trzech różnych źródeł, z czego dwa to… witryny internetowe. Nie świadczy to najlepiej o rzetelności, solidności czy wiarygodności publikacji, zwłaszcza, że w wielu przypadkach pisarka dokonała wielu uproszczeń, co bez trudu stwierdzi czytelnik, który wcześniej miał okazję bliżej poznać bohaterów któregokolwiek rozdziału.
I tak na przykład w wątku dotyczących Marii Stuart i Bothwella raziła mnie pewność, z jaką Kienzler winą za śmierć lorda Darnleya, męża monarchini, obarcza królową, podczas gdy historycy do dziś spierają się, czy to Maria czy też szkoccy arystokraci zainicjowali spisek przeciw niemu. Podobnie rzecz się ma z kwestią dziewictwa owdowiałej Katarzyny Aragońskiej przed ślubem z Henrykiem VIII, o którym autorka wypowiada się bez żadnych wątpliwości, podczas gdy sprawa wcale nie jest taka oczywista. Takie wpadki nie wpływają najlepiej na wiarygodność całej publikacji  - podałam zaledwie kwestie wychwycone przeze mnie, nie mogę mieć pewności, że nie występuje w niej więcej takich „kwiatków”. Nie powinno być tak, że w książce mającej na celu popularyzowanie historii, jej autorka dopuszcza się błędów, przekłamań i nieścisłości, przytaczane informacje podając za pewnik, podczas gdy historycy uznają je za wątpliwe, niepewne lub zgoła nieprawdziwe.

Kopciuszki na tronach Europy to propozycja wydawnicza wprawdzie interesująca, jednak wywołująca wrażenie niedosytu i rozczarowanie – powierzchownością w potraktowaniu tematu, nierzetelnością, skrótowością. Na pewno nie powinna stanowić podstawowego źródła informacji o bohaterach, raczej należy ją traktować jako historyczną ciekawostkę. Trudno mi ją jednak polecić czytelnikom – na naszym rynku można znaleźć bardziej wyczerpujące i solidnie napisane publikacje; ta sprawia wrażenie, że została napisana byle jak, na kolanie. Niestety.

Moja ocena: 3/5


Recenzja napisana dla portalu DużeKa

11 komentarzy:

  1. Oj szkoda. Tytuł i tematyka mnie zainteresowały, ale to powierzchowne potraktowanie tematu przez autorkę mnie zniechęca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie zaintrygowało dokładnie to samo, i rozczarowałam się. Bywa i tak... Szkoda. :/

      Usuń
  2. Ech... I to jest powód, dla którego niestety omijam powieści historyczne. Z moją wiedzą, nie byłabym w stanie wyłapać takich błędów i uproszczeń.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powieści takiej Philippy Gregory mogę Ci śmiało polecić, ona na dodatek jest historyczką, prowadzi własne badania, jest na bieżąco z aktualnymi, a jej książki są istną skarbnicą wiedzy ;)

      Usuń
  3. Uuuu bardzo kiepsko, ale czy to może dziwić? Autorka ostatnio wprost zasypuje rynek wydawniczy książkami, a jednak poważna historyczna książka wymaga kwerendy, pracy, solidności...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, nawet te najzwyklejsze, popularyzatorskie powinny świadczyć o szacunku dla czytelnika i być napisane rzetelnie. A tego niestety tutaj zabrakło.

      Usuń
  4. Wpisałam ją już na listę, co jest w bibliotece, a na co polować, ale po Twojej recenzji raczej ją wykreślę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę szkoda czasu... zwłaszcza, że opisane w książce historie z pewnością już znasz - nie dowiesz się z tej lektury niczego nowego.

      Usuń
  5. IDK, pewnie kiedyś przeczytam, ale raczej nie będę za nią biegać

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam w domu całą serię Iwony Kienzler "Historia z alkowy" i strasznie się na nią cieszyłam, ale ostatnio coraz więcej czytam negatywnych opinii o jej książkach historycznych i trochę się podłamałam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystkie książki Kienzler są takie, pisane na kolanie. Nie rozumiem zachwytu nimi na blogach. Albo blogerzy podlizują się wydawcy albo wiedza historyczna u co niektórych kuleje. Mi zęby zgrzytają jak czytam te wypociny.
      LC

      Usuń

Spam, reklamy, wulgaryzmy i wypowiedzi niezwiązane z tematem będą natychmiast usuwane.