poniedziałek, 27 maja 2013

"Pył z landrynek. Hiszpańskie fiesty"

Autor: Katarzyna Kobylarczyk
Tytuł: "Pył z landrynek. Hiszpańskie fiesty"
Wydawnictwo: Czarne, 2013
Ilość stron: 157
Okładka: twarda

 Obserwowanie fiest miało w sobie coś z przyglądania się cudzym snom.

Z czym kojarzy się Wam Hiszpania? Czy na sam dźwięk tej nazwy nie pojawia się w Waszej wyobraźni wizja lazurowego morza i rozedrganych upałem złocistych plaż, tancerki w falbaniastej sukni przytupującej obcasem do wtóru kastanietom czy krwawego tańca torreadora z bykiem?
Ale Hiszpania to nie tylko plaże, corrida i flamenco, to także długa i barwna tradycja specyficznego świętowania przybierającego formę hipnotyzujących widowisk na pograniczu masowej histerii - fiest.

Katarzyna Kobylarczyk przez trzy lata podróżowała po Półwyspie Iberyjskim ulegając magii tych ludycznych spektakli. Fiesty stały się jej uzależnieniem, nałogiem i celem kolejnych wypraw. Cykl reportaży Pył z landrynek dokumentuje najbardziej malownicze, dziwaczne i absurdalne fiesty, jakie autorce udało się zobaczyć i uświadamia, jak w istocie niewiele wiemy o Hiszpanii, mentalności jej mieszkańców oraz specyfice tego oryginalnego aspektu kultury, jakim są fiesty.
Niecodzienne hobby wybrała sobie autorka, ale też samo zjawisko jest co najmniej osobliwe i ekscentryczne, przynajmniej dla obserwatora spoza tego kręgu kulturowego. Nie ma chyba dnia bez fiesty w Hiszpanii, gdyż w zasadzie każdy powód jest dobry do świętowania: celebrowanie jakiegoś ważnego lub śmiesznie nieistotnego wydarzenia historycznego, uczczenie świętego patrona, obrzędy religijne. Ale najdziwniejsze są formy, jakie świętowanie przybiera. Autorka może pochwalić się galerią takich kuriozów, jak procesja ludzi - mchów, bieg z figurą Chrystusa zamkniętą w szklanej trumnie, rzucanie zdechłymi szczurami w zgromadzony tłum, podpalanie figur większych niż domy, obrzucanie błotem, pomidorami, rzepą, wojna landrynkowa, procesja biczowników, wspólna kąpiel pasterzy i kóz, odpędzanie czarownic płonącym bimbrem, konny wyścig uliczkami miasteczka, pędzenie byków przez miasto... Wydaje się, że ludzka inwencja i wyobraźnia w tej materii przekroczyła wszelkie granice, jednak czytelnik, próbując dotrzymać autorce kroku w tym szaleńczym korowodzie, zaczyna się zastanawiać nad znaczeniem fenomenu fiest, a nie tylko zdumiewać nad ich dziką różnorodnością. Niestety, próżno szukać satysfakcjonującej odpowiedzi na to pytanie.

Katarzyna Kobylarczyk pozwala czasem odetchnąć czytelnikowi, zatrzymuje się na chwilę i opowiada o historii fiest - jednak, jak sama przyznaje, nader często trudno jest zgadnąć, o czym niektóre z nich opowiadają. Nie ich geneza jest dla autorki najważniejsza, ale ich przebieg, dynamizm chwili i uzależniająca atmosfera zbiorowego szaleństwa, wprawiające w trans połączenie chaosu i tłumu napędzanego adrenaliną, gdzie ryzyko i niebezpieczeństwo są naturalnym, nieodłącznym i wielce pożądanym elementem. Jednak im bardziej zagłębiamy się w dziki świat ulicznego świętowania, tym bardziej natarczywe staje się pytanie: dlaczego? Czemu to służy? Jakie jest kulturowe znaczenie fiest? Czy są czymś w rodzaju wentylu bezpieczeństwa, chwilowej, szalonej ucieczki od szarej codzienności i ustalonego porządku społecznego? Czy to jakaś odmiana karnawału? Dlaczego ludzie bez żadnych zahamowań poddają się sile tłumu, dlaczego chcą współuczestniczyć w widowisku, którego sensu i celu nieraz nie znają?

Niestety, autorka nie analizuje głębiej tego fenomenu, nie drąży tematu, nie rozmawia z uczestnikami, raczej unosi się na powierzchni zagadnienia pozostawiając mnóstwo pytań bez odpowiedzi i rozczarowujące uczucie niedosytu. Skupia się na rejestrowaniu wrażeń - jej reportaże to krótkie i chaotyczne, choć trzeba przyznać, że wyraziste, sugestywne i dynamiczne migawki, uchwycone w biegu sekwencje obrazów składających się na niepowtarzalny klimat fiesty. Czy autorka jest czynnym uczestnikiem wydarzeń, czy dała się ponieść zbiorowemu szaleństwu? Raczej nie. Nawet będąc w centrum tłumu, mentalnie stoi z boku, jej rezerwa i dystans są wyczuwalne, co ma swoje wady i zalety. Z jednej strony sprzyja to realizacji założenia rejestrowania własnych wrażeń jako obserwatora stojącego wyraźnie z boku i w miarę obiektywnego oddania specyfiki kulturowego fenomenu fiest, z drugiej zaś strony brak zaangażowania w tok wydarzeń i zwykła ciekawość turysty zamiast deklarowanej fascynacji owocują powierzchownym ujęciem tematu, które może rozczarować bardziej dociekliwego czytelnika. Wydaje mi się, że zamysłem autorki był właśnie spontaniczny zapis chwili, uchwycenie klimatu i własna gorączkowa refleksja - i to znalazło odzwierciedlenie w jej reportażach. Jednakże zjawisko fiesty jest dużo bardziej złożone i wielowymiarowe: sacrum miesza się z profanum, tradycja z komercją, ludzi opanowuje szaleństwo, histeria, napędza ich adrenalina, a czytelnik chciałby wiedzieć - jak to się dzieje? Szkoda, że przeanalizowania tego aspektu i próby odpowiedzi na to pytanie zabrakło w tekstach Kobylarczyk.

Pył z landrynek to podróż przez Hiszpanię diametralnie różną od tej znanej z folderów reklamowych biur podróży. To wyprawa przez kraj pełen małych, ciasnych, zakurzonych miasteczek, w których czas jakby stanął w miejscu przed kilkuset laty i od tamtej chwili ani drgnął, klaustrofobicznych osad wysychających w palącym słońcu interioru zamieszkałych przez surowych mieszkańców tworzących hermetyczne, wrogie społeczności, praktykujących niezrozumiałe, dziwaczne rytuały, gdzie najbardziej ponure legendy przeplatają się z rzeczywistością. W ten dziki, niegościnny krajobraz doskonale wpisuje się tradycja fiest, a ich kulturowy podtekst - choć słabo zgłębiony przez autorkę i nadal niezrozumiały - staje się nagle lepiej wyczuwalny. Harmonii kompozycji cyklu reportaży dopełnia klimat zbudowany dzięki nawiązaniom do prozy duchowych przewodników autorki po Hiszpanii: Hemingwaya, Marqueza, Unamuno i Bunuela; odkrywanie tego kraju, próby zrozumienia jego specyfiki i zgłębienia mentalności oraz światopoglądu jego mieszkańców były i nadal pozostają wielkim wyzwaniem; za sprawą reportaży Katarzyny Kobylarczyk mamy szansę zajrzeć do tego świata z pogranicza rzeczywistości.

Moja ocena: 3/5 (interesująca, warto przeczytać)

Opublikowane na stronie: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/161974/pyl-z-landrynek/opinia/11869149#opinia11869149 

za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu Czarne :)

12 komentarzy:

  1. Ta książka jest na mojej liście Must have od momentu gdym ją w zapowiedziach ujrzała. Jestem hiszpanofilką, więc MUSZĘ przeczytać :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie Hiszpania nigdy nie pociągała, ale żyłka zainteresowań antropologicznych robi swoje. Dam jej szansę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Moje informacje o Hiszpanii są bardzo powierzchowne, więc dobrze by było zagłębić się w ten temat, a ta książka wydaje się być do tego celu wprost idealna. Myślę, że zajrzę do niej.

    OdpowiedzUsuń
  4. A mnie ta książka ciekawi, bo bardzo chcę pojechać do Hiszpanii:))) I moje pierwsze skojarzenie z tym krajem to właśnie fiesta, chyba nie jestem więc szablonowym turystą:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ojjjj jakbym chciała się wybrać do Hiszpanii... :) Bardzo ciągną mnie te rejony. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciekawy pomysł, który niestety spalił odrobinę na panewce. Może warto dać szansę książce, a jednocześnie autorce? :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Na początku pomyślałam, że to świetna książka, ale skoro nie daje odpowiedzi, a przynajmniej nie próbuje nadać kontekstu kulturowego fiestom to czuję się zniechęcona. Same opisy dziwacznych obrzędów to za mało.

    OdpowiedzUsuń
  8. intrygująca i zarazem inspirująca wydaje się być ta książka
    zapraszam do mnie na konkurs
    http://mieedzykartkami.blogspot.com/2013/05/konkurs.html
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. Mnie książka nie porwała, ale spotkanie z autorką tak :) Na dniach pojawi się u mnie relacja!

    OdpowiedzUsuń
  10. Chętnie poznałabym tę książką, choć szkoda, że autorka nie zgłębiła bardziej tematu i pozostawiła uczucie niedosytu... niemniej jednak wydaje mi się, że nie ma zbyt wiele książek dotyczących Hiszpańskich fiest na rynku literackim więc z braku laku warto ją poznać :)
    A co do samej Hiszpanii to wydaje się, że jest miejscem niesamowitego zderzenia różnych kultur i tradycji - tak odmiennych od naszych Polskich :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  11. O, nie słyszałam o tej książce, a bardzo się interesują Hiszpanią, więc mimo niedociągnięć i tak chętnie przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
  12. Mimo średnią oceną przyznam, że mam wielką chęć na książkę, dlatego że moja kuzynka mieszka w Hiszpanii (jej mąż to Hiszpan), byłam 3 lata temu w jej miejscowości na weselu. W międzyczasie zaliczyłam kilka fiest, które miło wspominam, jako jakąś nowość, ale wymęczyły mnie potwornie. Na bieżąco dostaję informacje o różnych świętach, fiestach, które dosłownie dzieją się co tydzień. Kuzynka przesyła mi zdjęcia parad, wszyscy się przebierają. Niedawno ze zdziwieniem przeczytałam o ,,Pogrzebie sardyny", czego to oni nie wymyślą :)

    OdpowiedzUsuń

Spam, reklamy, wulgaryzmy i wypowiedzi niezwiązane z tematem będą natychmiast usuwane.